poniedziałek, 21 listopada 2016

Zaanse Schans - skansen wiatraków



Niedzielny poranek, jajecznica na śniadanie i pyszna aromatyczna arabika skłania do podjęcia wycieczkowych wyzwań. Pogoda za oknem idealna no więc nie ma co marnować czasu. Jedziemy! Kierunek północ Holandii, a dokładnie Zaanse Schans leżący nieopodal Zandaam.

Niespełna w godzinę dotarliśmy na miejsce, gdzie przywitał nas rzęsisty deszcz zamiast zapowiadanego słońca. Hm czemu mnie to nie dziwi? W Holandii sprawdzalność prognozy pogody jest prawie zerowa. A ja jak zwykle wierzę że będzie inaczej. Ubrana jak " stróż w boże ciało"stoję nieco zdziwiona. Ale przecież nie jestem z cukru, więc podejmuję wyzwanie.

Po kilku minutach pieszej wędrówki ukazał mi się pejzaż niczym z pocztówki.
Pięknie zabudowane domki,w tle wiatraki a wszystko ogrodzone kanałami. No coś uroczego. I co najważniejsze przestało padać i zza chmur wyszło piękne słońce.




Skansen stworzony przez Holendrów  w pełni odzwierciedla życie społeczności. Znaleźć tu można zarówno tradycyjny sklep Albert Hijn, jak i piekarnię oraz mleczarnię.





W Zaanse Schans  zachowała się też spora kolekcja wiatraków. Początkowo zaczęto je budować nad rzeką Zaan w celu osuszania terenu, później służyły one do przerabiania pszenicy, żyta, ryżu, tytoniu, drzewa, oleju jadalnego i innych surowców przywiezionych  krajów zamorskich.

W każdą niedzielę w skansenie odbywają się pokazy rzemiosła, które kwitło na przełomie XVIII i XIX wieku.  Zobaczyć można jak robione były drewniane chodaki, czekolada  czy wytwarzany ser. My skusiliśmy się na prezentację ciosania holenderskich klompów. Zobaczcie i Wy!








Kolekcja holenderskich chodaków robi imponujące wrażenie.






Kolejnym naszym punktem było zwiedzanie młynu o nazwie "Kot",pochodzącego z 1782 roku, który służył do produkcji farb. Zwiedzanie nie zajmuje dużo czasu lecz można zobaczyć jak działają nieustannie tryby młynu, który jest ostatnim pracującym młynem na świecie. Warto również wejść schodami na samą górę i z innej perspektywy oglądać nostalgiczny skansen.
Wstęp kosztuje 4 euro.










Na terenie Zaanse Schans ponadto jest mnóstwo sklepów z pamiątkami, ale jest też kilka kawiarni i restauracji, w których leniwie można spędzić czas. My też skorzystaliśmy z tego przywileju.
Ale dość gadania, taraz czas na zdjęcia.












I zdjęcie z wesołymi holenderskimi trubadurami, którzy rozweselali turystów swoją muzyką.




czwartek, 21 lipca 2016

Kac Sewillas



Długo się zastanawiałam czy napisać ten post, ponieważ minęło sporo czasu od pamiętnej wyprawy. Lecz wspomnienia są tak świeże, jakbym to wczoraj wróciła z podróży. Dlatego też postanowiłam podzielić się z Wami wrażeniami i przedstawić za pomocą  wiersza i zdjęć relację z tej jakże fascynującej ekspedycji. 




Na wielką wyprawę się szykujemy, 
bo bardzo tego chcemy,
aby Półwysep Iberyjski i Maroko,
ujrzało nasze sokole oko.
Skosztujemy sangrię i tapas, 
aby się najeść na zapas.
Bo droga długa przed nami,
jak i mowa różnymi językami.
Od Sewilli zaczynamy, 
przez El Roccio i Cadiz, 
w dalszą trasę zmierzamy.
Aby dotrzeć na kraniec Europy,
i żeby wejść na szczyt wzniecającej "kopy".
Widok z niej jest wspaniały,
bo widać cud natury cały.
Teraz tylko chwilka 
i promem do Tanger jest godzinka.
To jest część afrykańska
lecz wiara muzułmańska.
Zjemy pysznego kebaba
od miłego Araba. 
Zapalimy sobie sziszę, 
a ja resztę podróżnym opiszę.
Olejek arganowy będzie zakupiony, 
bo tylko w Maroko jest tłoczony.
Do Europy już wracamy,
lecz mały problem mamy.
Gdzie jest Radek?
za olejek sprzedał zadek?
Za nami połowa drogi a nas już bardzo bolą nogi.
Szybko przez Tarifę do Portugalii zmierzamy, 
w Faro dopiero się zatrzymamy.
Tam sobie błogo odpoczniemy,
a w blasku słońca się wygrzejemy.
Na zakończenie czeka nas Lizbona, 
to będzie nasza ostatnia "korona"


Widok na Playa de Espagna w Sewilli




rzeka Gwadalkiwir


w Alcazar


nasze pędzidełko

gołębiowy zawrót głowy

Gibraltar
autostrada i lotnisko w jednym. szok....

chwila wzruszenia  na szczycie Rock of Gibraltar. Och jaki ten świat jest piękny

nasza ekipa


makak gibraltarski

atak złodziejaszka na plecak

Tarifa








Maroko
od lewej: Radzio, Marcin, Hassan, ja :) i Kris fotograf haa
meczet w Tangerze
szał przyprawowy







Lagos







Lizbona
wkręcona na czerwony dywan



w  Lizbonie koniecznie trzeba spróbować sardynkę w bułce
krokomierz nie wytrzymał presji i przestał działać po 97 tys. kroków


Ten wpis dedykuje moim szalonym współtowarzyszą bez których ta podróż nie byłaby taka zachwycająca. Dziękuję Wam!!



A Was Drodzy czytelnicy zachęcam do odwiedzenia tych wspaniałych miejsc.