sobota, 4 czerwca 2016

Diamentowa Antwerpia


Są miejsca, w których czuję się wyjątkowo swobodnie, gdzie każda chwila stanowi moment wytchnienia i odskocznię od codzienności. Takim też nadzwyczajnym miejscem jest dla mnie Antwerpia. Ilekroć bym tu nie była, to zawsze brakuje mi czasu, ponieważ jest to miasto, które uwodzi pod każdym względem. Wprawdzie w jeden dzień można zwiedzić najważniejsze atrakcje, aczkolwiek, aby poczuć bezprecedensowy klimat, potrzebujemy więcej czasu. 
Dlaczego tak bardzo przyciąga mnie to miasto, dlaczego mam wrażenie, że  w Antwerpii  czas zatrzymał się jakby dobrych kilkaset lat temu? Odpowiedzi na to pytanie otrzymacie podczas mojej relacji.


Każda podróż zaczyna się od punktu początkowego, zazwyczaj stanowić go może lotnisko, stacja autobusów, czy też dworzec kolejowy. Dojeżdżając po raz pierwszy do Antwerpii nigdy bym się nie spodziewała, że to właśnie dworzec kolejowy będzie imponującym " momentem startowym" w tym mieście. Mając obraz brudnych, budzących odrazę stacji kolejowych, po wyjściu z pociągu w Antwerpii nie mogłam wyjść z podziwu. Zadawałam sobie pytanie, czy ja jestem na dworcu czy też w zabytkowej katedrze. A tak się prezentuje.






Wychodząc oczarowana dworcem, doznaję kolejnego "oczopląsu". Na jednej z  ulicy wzdłuż stacji rozciągają się sklepy jubilerskie, które prezentują biżuterię z najróżniejszych kruszców. Przewagę stanowią diamenty połyskujące wdzięcznie za szybą.



Połowa wszystkich diamentów na świecie sprzedawana jest właśnie w Antwerpii. W małych, niepozornych pokojach dokonywane są najpoważniejsze transakcje handlowe, w wyniku których diamenty trafiają do znanych nam gwiazd filmowych, czy też koronowanych głów. Może i kiedyś trafią do mnie :)


Chcą ostudzić zachwyt biżuterią, trafiamy do pabu, aby zakosztować belgijskiego piwa, z którego słynie te małe państwo. Wybór padł na Bier Centrale. Można zasmakować tu piwa o jakim nam się nawet nie śniło, a mianowicie o smaku truskawkowym, czekoladowym, malinowym i jakby komuś było mało, to zostaje jeszcze dwieście innych gatunków. Ja zostałam fanką złocistego piwa Leffe.



Spacerując ulicami Antwerpii możemy dostrzec różnorodność wśród mieszkańców. Napotykamy nie tylko Belgów, ale i Hindusów, Żydów czy Polaków. Zróżnicowanie widoczne jest też w modzie. Mijamy wytworne damy przyodziane w najdroższe marki, mężczyzn w wykwintnych garniturach goniących zapewne na spotkania biznesowe, ale i dostrzec można skromnie odzianych Chasydów.


Miłośnicy mody znajdą w Antwerpii najbardziej dekadenckie sklepy tj. Ralph Lauren, Louis Vuitton, Rolexa czy zdumiewający sklep z galanterią skórzanych rękawiczek, których kolekcja wynosi 10 tys.  sztuk, a koszt jednej pary może sięgnąć do 425 euro. Imponujące są również sklepy z ręcznym haftem i koronkami.




Zbaczając z najdłuższej ulicy miasta, Meir, docieramy do bram muzeum Petera Paula Rubensa, które mieści się w dawnym domu malarza. Będąc we wnętrzu dostrzegamy nie tylko wspaniała kolekcję dzieł, ale i szereg przedmiotów gospodarstwa domowego, bibelotów sprawiających wrażenie jakby czas zatrzymał się w tym miejscu i gdzie nadal można poczuć ducha artysty.






Ku czci Rubensa został wybudowany pomnik mieszczący się na placu Groenplaats. Podziwiać go można na tle gotyckiej Katedry Najświętszej Marii Panny, a widok ten jest wizytówką miasta.


Punktem kulminacyjnym jest imponujący rynek Grote Markt, z licznymi kamienicami i fontanna Brabo. Rzeźba ta nawiązuje do legendy o Silvusie Brabo, który odciął rękę olbrzymowi Antigonusowi.



Jak głosi opowieść mieszkający nad rzeką Skaldą kolos pobierał opłaty od każdego statku przepływającego przez port, a za odmowę uiszczenia cła ucinał "winowajcom" prawą rękę i wyrzucał do rzeki. Dopiero kres tym okrutnym praktykom położył dzielny rzymski żołnierz o imieniu Brabo, karząc olbrzyma w ten sam sposób. Stąd też  pochodzi nazwa miasta Antwerpia -  "hand werpen", czyli "rzucić rękę".


Na Grote Markt w otoczeniu bogato zdobionych kamienic warto usiąść na chwilę, by móc poczuć ten niezwykły klimat, by usłyszeć choćby stukot końskich kopyt i zobaczyć na własne oczy dostojnie prezentujący się powóz, jakby żywcem wyciągnięty z baśni. Do tego starszy pan grający na drewnianym instrumencie sprawia, że serce się raduje, a dusza chce śpiewać. Nic więc bardziej romantycznego.


Te miejsce jest szczególnie istotne dla mnie, gdyż przypomina mi bardzo ważne wydarzenia z mojego życia i moich najbliższych. Aż przechodzą mnie ciarki jak wspominam te piękne chwile.

Powiewające flagi prezentują renesansowy ratusz Stadhuis, który jest siedziba burmistrza. Ratusz należy do miejskich wież strażniczych zarówno Belgii jak i północnej Francji, co sprawiło, że został zatwierdzony  jako jeden obiekt i wpisany na listę światowego dziedzictwa Unesco.


W pobliżu rynku znajdują się luksusowe sklepy cukiernicze z najlepszymi belgijskimi czekoladkami. Praliny, bloki czekoladowe, batony, ryż oblany czekoladą oraz utworzone figurki z tej pysznej mazi, stanowią raj dla największych łasuchów. Stojąc z językiem przyklejonym do szyby, pożeram  wzrokiem wszystkie te pyszności.




Uwielbiam czekoladę, ale muszę szczerze przyznać, że dla smażonego kawałka ziemniaka, jestem w stanie oddać wszystkie pięknie zapakowane praliny, ponieważ frytki są moim przysmakiem od dzieciństwa. W belgijskich frituur, ubóstwiam innowacyjne podejście do ich jedzenia. Można je smakować z dodatkiem całej gamy rozmaitych sosów, a jako frytkożerca doceniam takie połączenie.


Doprowadzona do stanu błogości i na wciągniętym brzuchu pozuję do zdjęć przy Zamku Steen, stojącego przy brzegu Skaldy. Współcześnie w fortecy zlokalizowane jest muzeum morskie, natomiast do osiemnastego wieku służyła jako więzienie. Przy zamku podziwiać możemy pomnik giganta Druona Antigoona, o którym wspomniałam wcześniej.




Niedaleko het Steen znajduje się Muzeum an de Strom o bardzo ciekawej nowoczesnej architekturze. Gmach wzniesiony jest na wysokość 65 merów a z góry można podziwiać całą panoramę miasta.



Antwerpia to miasto, w którym  nowoczesność łączy się ze starym stylem. Ma to swój nietuzinkowy urok, charakterystyczny dla tego miasta. Piękne kamieniczki w żaden sposób nie konkurują z nowo powstałymi wieżowcami, wręcz przeciwnie. Dostojnie tworzą wspólną całość. Miasto przyciąga mnie jak magnes, mogę tu wracać wielokrotnie, odkrywając za każdym razem unikalne miejsca. Jest to zdecydowanie moja perełka wśród belgijskich miast.