poniedziałek, 25 kwietnia 2016

Keukenhof- magiczny ogród




Kwiaty są ozdobą naszych balkonów, ogródków, mieszkań. Towarzyszą one nam podczas ważnych życiowych uroczystości, a co więcej są doskonałym przekazem naszych uczuć, nawet tych najbardziej skrywanych. Czasami znaczą one więcej niż jedno słowo.
Zawsze marzyłam, aby znaleźć się wśród pól moich ulubionych kwiatów, by móc biegać między rabatami  i zachwycać się roztaczającą wonią. Będąc w  Holandii, udało mi się zrealizować te marzenie dwukrotnie, odwiedzając najpiękniejszy ogród w Europie, a nawet i na świecie. Zapraszam więc na krótki spacer po tym magicznym ogrodzie






Ogród Keukenhof leży pomiędzy Hagą a Amsterdamem, w miasteczku Lisse. Otwarty jest pod koniec marca do połowy maja, więc jeśli chcielibyście go odwiedzić, należy wcześniej zaplanować wizytę, żeby nie przeoczyć tego terminu. Rozkwitający wiosną ogród zachwyca niewiarygodnie olbrzymią ilością cebulek kwiatowych, bowiem jest ich aż ponad 7 milionów. Są to cebulki różnego gatunku tulipanów, jak i  narcyzów, hiacyntów i lilii.




Każdego roku park Keukenhof prezentuje inny motyw przewodni. W 2012 roku była Polska i twórczość Chopina,  natomiast tegorocznym tematem jest "Golden age"czyli złoty wiek Holandii, podczas którego nastąpił największy rozkwit sztuki, nauki i handlu.



W ogrodzie wszystko jest dopięte na ostatni guzik, tak aby tworzyło wspólną całość. Kompozycje tematyczne ukształtowane są w spektakularne mozaiki, od których nie można oderwać wzroku.





Dodatkiem do tych aranżacji kwiatowych, są ciekawe rzeźby, kanały oraz stawy z fontannami.




Na terenie ogrodu znajdują się również pawilony z ekspozycjami kwiatowymi i wystawami czasowymi. Każdy z nich ukazuje inny rodzaj i gatunek roślin. Hala Beatrix po raz drugi przypadła mi najbardziej do gustu, w której prezentowały się orchidee we wszystkich kolorach tęczy, jak i formach.




A co powiecie na orchideowe buty?


Z kolei w największym pawilonie, Wilhelm Aleksander imponująco prezentowały się lilie, a zapach pobudza zmysł powonienia. 



Po 4 godzinach podziwiania roślin, przyszedł czas na chwilę odpoczynku.  Usiedliśmy na pobliskiej ławeczce, delektując się serwowanymi lodami w otoczeniu królestwa flory.



Zwieńczeniem naszej kilkugodzinnej podróży po magicznym ogrodzie było spacerowanie wśród niezliczonych hektarów malowniczych tulipanów.











poniedziałek, 4 kwietnia 2016

urodzinowo w Lille






    Nadszedł dzień, w którym księżyc znalazł się w położeniu mojego zodiaku. A ja zdając sobie sprawę, że czas leci szybko i nieubłaganie, postanowiłam działać zgodnie z charakterem typowego znaku barana, czyli spontanicznie i bez zastanowienia. Spakowałam więc torbę i w ramach mojego urodzinowego prezentu ruszyliśmy ochotniczo w  2,5 godzinną trasę do miasteczka leżącego na północy Francji.
   Słońce wysoko na niebie, a my pełni emocji dotarliśmy do Lille.
Zaraz po zaparkowaniu auta rzuca się w oczy uzbrojona żandarmeria, która z jednej strony odstrasza przed dalszym zwiedzaniem, a z drugiej strony stwarza poczucie większego bezpieczeństwa. Nie ma co rozmyślać i trzeba czerpać z dnia jak najwięcej, przecież urodziny są tylko raz w roku.
Nie planowaliśmy biegać po wszystkich atrakcjach, tylko wykorzystać czas na odpoczynek i celebrowanie dnia w otoczeniu francuskiej dostojności.
  Miasto zachwyca  malowniczymi budynkami i kamienicami, które mają swój indywidualny styl i charakter oraz ukazują wdzięk tysiącletniego miasta.




  Oczarowana wąskimi uliczkami bez opamiętania rzucam się wir fotografowania, ujmując w kadrze wszystko co najpiękniejsze.




 Pląsając się z aparatem pomiędzy zakątkami miasta, natrafiłam całkowicie przypadkiem na ekskluzywne wystawy sklepów odzieżowych i perfumeryjnych, od których trudno oderwać wzrok, a jeszcze trudniej nie wydać pieniędzy, bowiem butiki kuszą nie tylko francuską elegancją, ale również indywidualnością i gustownym szykiem.



   W powietrzu unosi się aromat świeżych bagietek połączonych z zapachem wykwintnej czekolady, co sprawia, że moje zmysły zaczynają szaleć, a ja uświadomiłam sobie, że właśnie teraz zaczęła się moja francuska przygoda, w której główną rolę odgrywa magia zmysłów,a ja jestem tylko ofiarą tych jakże przyjemnych "tortur".


  Lille kusi również co tygodniowym kiermaszem książek i staroci, w których można się zatracić i pomału uszczuplić swój portfel. Na małym dziedzińcu możemy znaleźć mapy, ryciny, czasopisma, pocztówki, książki i inne bibeloty "nadszarpnięte zębem czasu", które stanowią raj dla miłośników zbieractwa.



      Mijamy kolejne miejsca warte uwiecznienia. A o to parę z nich




   Katedrę Notre Dame de la Treille widoczną na zdjęciach poniżej, warto obejść dookoła i podziwiać ją z każdej perspektywy. Świątynia jest otoczona kamiennymi murami i pięknie rzeźbionymi portalami, a na szczycie wieży można podziwiać przycupnięte maszkarony. 




  Z tyłu placu katedry rzucają się flamandzkie kamieniczki, które wzbudziły we mnie zachwyt. Oparte jedna przy drugiej tworzą jednolitą budowlę. Ciekawa jestem tylko, jak się mieszka w takiej interesującej zabudowie?


   Nogi same nas niosły, a słońce towarzyszące naszej wyprawie zaprowadziło nas do samego serca Lille, czyli do Place de Gaulle, zwanym inaczej Grand Place. Jest to miejsce niezwykle urocze, otoczone budynkami z ładnymi fasadami, a na środku znajduje się fontanna z dumnie wznoszącą się statuą bogini sprawiedliwości. To właśnie fontanna jest punktem randek, spotkań młodych ludzi i różnych masowych spędów. 



W ramach urodzinowego prezentu za całe 15 euro na Placu de Gaulle zapozowaliśmy do namalowania swojej karykatury. Francuski rysownik w ciągu 10 minut naszkicował swoją wizję naszych portretów. Czy mu wyszło?? Hmm oceńcie sami.....




   Gwar rozmów, rozbrzmiewający się śmiech oraz dźwięk kieliszków uderzających o stoliki zachęcającą do przycupu w lokalnych kawiarenkach. Nie mogło też być inaczej, jak tylko poddać się tym wabikom.  Rozkoszowaliśmy się piwem, białym winem wznosząc toast za mile spędzony dzień, no i oczywiście za moje urodzinki. 
No to zdrówko!!!

   Esencję miasteczka Lille stanowią jego mieszkańcy. Są oni radośni, pozytywnie nastawieni dla zwiedzających. Słaba znajomość przez nich języka angielskiego nie utrudnia komunikacji. Przyzwyczajeni do wielokulturowości, jak i różnic religijnych, nie okazują w żadnym wypadku skłonności do dyskryminacji i chętnie nawiązują kontakt, co odróżnia ich od reszty mieszkańców Francji. 
   Lille jest miastem godnym polecenia. Warto je odwiedzić, aby chociaż doświadczyć życzliwości i uczciwości tubylców. Ja miałam taką możliwość i bardzo się cieszę, że właśnie w moje urodziny się tam wybraliśmy. Polecam serdecznie!!